FAQ
Magia przestrzeni barwnych i gamutów
Kiedyś było jakoś lepiej
Stare powiedzenie, prawda? Szczególnie wśród nieco bardziej dojrzałej młodzieży. Monitory z czarno-białych stały się kolorowe i stało się cudownie. Nic więcej do szczęścia nie było potrzebne. No, może ekran o większej przekątnej. O jakości wyświetlanych kolorów zupełnie nikt nie myślał. Super, że w ogóle były.
Więcej = lepiej!
Tak się powszechnie uważa. No, chyba, że więcej rachunków za prąd, wówczas niekoniecznie. Ogólnie, w temacie koloru, kolorów, barw, zdaje się być oczywistym, że więcej odcieni, większy gamut oznacza wyższy poziom obróbki fotografii. Nawiasem mówiąc używane zamiennie terminy "przestrzeń" i "gamut" mają inne znaczenie. Kto o tym wiedział? Będzie na ten temat osobny mini-artykuł, poszukajcie w FAQ.
Więcej = lepiej?
Znak zapytania przy oczywistym stwierdzeniu? Nieprzypadkowo. Otóż jeśli weźmiemy pod uwagę takie terminy jak przestrzeń i kolory, to okazuje się, że za bardzo chcą iść w parze.
Więcej kolorów
Pisząc kolory, mam na myśli ilość kolorów w zdjęciu. Przestrzenie barwne zawierają konkretną ilość odcieni. Przestrzenie są podzielone (kwantyzowane) na ocienie co 1dE. Coś jak metrówka podzielona na milimetry. To zgrubne wyjaśnienie, ale na potrzeby tego opracowania, wystarczy. Czyli, im większa przestrzeń, dłuższa metrówka, tym pomieści więcej odcieni. Przy czym, teoria mówiąca o wyświetlaniu 16,77 mln (zapis 256 odcieni na kanał, czyli zapis 8 bitowy) lub 1 mld kolorów (1024 odcieni na kanał, czyli zapis 10 bitowy) to w praktyce fikcja, bowiem docelowo w przestrzeni sRGB mieści się ok 800 tys odcieni a w AdobeRGB około 1,2 mln odcieni. Bardzo ważne: To są ilości odcieni możliwe do rozróżnienia przez człowieka. Tyle zatem rozróżnimy maksymalnie odcieni w zdjęciu. Więcej może być, ale i tak ich nie będzie widać.
Więcej przestrzeni
Internet twierdzi, że jeśli urządzenie wyświetlające nie wyświetla ileśtam procentów (najczęściej 99% pokrycia) AdobeRGB, DCI-P3, sRGB, czy bogowie koloru wiedzą czego, to jest źle, dno, woodorosty i nic na takim ekranie nie widać. To nieprawda, a raczej marketingowe niedopowiedzenie, o czym traktuje ten artykuł: Czy monitor powinien miec pełny gamut kolorów, pokrycie 100% sRGB, AdobeRGB czy DCI P3?
Wszystkiego więcej, więc ile kolorów finalnie zawiera zdjęcie?
Teoria mówi, że miliony albo i miliardy. Wszak 255x255x255 to już dużo, a 1024x1024x1024 to dużo więcej niż dużo. Pamiętajcie, że monitory jak i programy graficzne mają palety jeszcze szersze, nawet 16 bitowe. Czyli ile to będzie 65535x65535x65535? To jest obróbka na palecie: 242141662159875 odcieni. Ponad 240 bilionów odciei! Fajnie, nie?
Rzeczywistość jest jednak "nieco" inna.
Przestrzenie i kolory w praktyce
Wywołanie z RAW-a
Jak wiecie, materiał zgrany z karty aparatu jako RAW, NEF, ARW, CR2 czy jak tam firmy nazywają, to nie jest zdjęcie. To zczytane dane z przetwornika, który po pierwsze nie bardzo jest RGB, oraz niespecjalnie rejestruje kolor, a tylko ilość światła jakie pada na poszczególne elementy fotoczułe, umieszczone za filtrami. Jest to więc materiał zawierający poziomy szarości w dziwacznych proporcjach, wcale nie po równo na kanały RGB.
Konieczne jest więc "wywołanie" RAW-a, czyli użycie oprogramowania, które "wie" jaka jest struktura danych w pliku RAW i przeliczy to na wartości kolorymetryczne każdego piksela zdjęcia. Mówiąc prościej, stworzy plik graficzny.
Gdzie moje miliony, czyli trudne decyzje życiowe fotografa
Podczas wywoływania RAW-ów, rzadko kiedy ingeruje się w ustawienia wywołania. A tymczasem na dole, przykład z popularnego Adobe Camera Raw, mamy takie maleńkie coś:
Stoi jak byk Adobe RGB i do takiej przestrzeni będzie renderowane gotowe zdjęcie. Wydaje się dobrze, szersza przestrzeń, więcej kolorów, zdjęcie będzie ze wszech miar lepsze. No, ale jedziemy dalej. Wywołumeny fotę, zapisujemy, oczywiście jako szerokogamutowe i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku idziemy na piw... eee... znaczy... herbatę. Dla porządku i poprawności metodologicznej wrzucam zdjęcie do analizatora. Jest tego dużo, zarówno jako samodzielne aplikacje jak i internetowe, nawet darmowe. No więc wkopiowuję fotkę i widzę:O żesz! Niecałe 300 tys odcieni? Jakiś żart? Gdzie moje miliony i miliardy kolorów? Wywołanie było z rozdzielczością 16 bitową, widać na poprzednim obrazku, czyli powinno być metrowa liczba odcieni, a nie ma! Co do groma? Spróbujmy może do aktualnie najnowszej mody DCI-P3.
Jakby lepiej, ale i tak jest kosmiczna różnica między obietnicami we wszelkich poradnikach, artykułach, grupach dyskusyjnych i nawet na wszechwiedzącym Facebooku. Nie tak miało być! Światełko w głowie. Przecież w Lightroomie przestrzenią edycyjną jest Pro Photo. Największa, najlepsza i w ogóle super, debeściarska. Dajemy z grubej rury. Wywołuję do Pro photo!
Wrzucam plik do analizatora, sekundy wczytywania ciągną się w nieskończoność. Cała moja dotychczasowa kolorymetryczna rzeczywistość wisi na włosku nad odchłanią chaosu. Co prawda niby wszystko dąży do entropii, ale bez jaj. No i:
Rozumiecie coś tego?
Prosta kolorymetria a wygląda jak bałagan
Dlaczego w zdjęciu jest tak mało odcieni?
Sprawa jest trywialna. Otóż zdjęcie to nie jest wzornik ze wszystkimi możliwymi kombinacjami 256 odcieni czerwonego, razy 256 odcieni zielonego, razy 256 odcieni niebieskiego. Nie mówiąc o zapisie 10 bitowym, czyli 1024 na każdy z kanałów. Fotografie różnych rzeczy będą zawierały różną ilość odcieni. Przykładowo, zdjęcie idealnie równej białej ściany będzie zawierało (w przybliżeniu) jeden odcień. Bogaty wizualnie pejzaż będzie zawierał sporo więcej. Nawiasem mówiąc użyte w tym teście zdjęcie to właśnie panorama górska.
Dlaczego im szersza przestrzeń, tym mniej kolorów w zdjęciu?
To też jest proste. W prawdziwym życiu bardzo mocno nasyconych walorów barwnych jest mało. Bo gamut oznacza maksymalne nasycenia. Nic więcej. No więc, mocno nasyconych kolorów w zdjęciu jest bardzo mało. Oznacza to, że zajmują one w przestrzeni barwnej głównie środek, im bliżej granic przestrzeni, czyli w stonę wysokich nasyceń, tym odcieni mniej. Jeśli więc zdjęcie renderujemy do coraz szerszej przestrzeni, coraz więcej odcieni jest "zarezerwowanych" dla odcieni o coraz wyższych nasyceniach a ich fizycznie nie ma. Wniosek jaki się nasuwa, to w przestrzeniach węższych jest coraz więcej. I tak jest, wszak z powyższych przykładów, najszersza jest ProPhoto, potem AdobeRGB i najwęższa z nich to DCI-P3. Oznacza to jednocześnie, że w sRGB powinno być najwięcej. I tak właśnie jest:
Ponad dwa razy więcej unikalnych odcieni niż w ProPhoto! Wywaliło to właśnie do góry kołami Wasze dotychczasowe rozumienie obróbki fotografii i operowania przestrzeniami barwnymi? Założę się, że tak. Skąd zatem całkowicie odwrotne przekazy we wszelkich mediach? To trzecia rzecz prosta w niniejszym artykule. Rynek jest rządzony reklamą. Reklama natomiast preferuje proste słowa - klucze, których ludzie nie muszą rozumieć, a tylko identyfikować w osi złe - dobre. Im szersza przestrzeń, tym lepsza, im więcej procent "pokrycia", tym lepiej. Gdyby natomiast napisać, zgodnie z prawdą, że szersza przestrzeń może dawać jakościowo gorsze zdjęcie, więcej procentów wcale nie oznacza lepszej reprodukcji barwnej, wystąpiłaby kolizja słów - kluczy z rozumieniem konsumenta. Mógłby zacząć drążyć. A pytający "dlaczego", to zły klient. Trzeba mu wytłumaczyć, a wówczas wyszłoby na jaw, że powszechnie operuje się manipulacją. I tym optymistycznym akcentem.... :)
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Ogólna geneza problemów z odcieniem skóry
Jak każdy fotograf doskonale wie, skóra sprawia dużo problemów. Gorzej, że nie ma żadnego punktu odniesienia, bo nie isnieje jeden idealny wzorzec odcienia skóry, pomimo licznych prób znormalizowania. Jedna z legend rynku kolorymetrii, firma Macbeth (później Gretag Macbeth, później X-Rite a obecnie Calibrite), 50 lat temu, w swoim najbardziej znanym wzorniku Checker 24, obrazek po prawej, usiłowała dać wzorzec "prawidłowego" odcienia ludzkiej skóry. Większość ludzi się nie zastanawia skąd się wzięły te powszechnie znane kolorowe kwadraciki, a to są "wzorce" odcienia skóry rasy czarnej (czerwona strzałka), odcienia skóry rasy białej (zielona strzałka), kolor nieba, trawy i tym podobne rzeczy. Teoretycznie można by było wziąć ów wzornik w czasie roboty i "dokręcić" aby skóra miała "prawidłowy" odcień. Zgadnijcie dlaczego zastosowałem cudzysłowy? Praktyka jest niestety taka, że to nie zadziała. Artykuł jest pobieżną analizą problemu, więc nie będę wchodził w zaawansowaną problematykę kolorymetrii, ale wystarczy na tym etapie wiedzieć, że wzorzec w takim wypadku pomoże tyle, co umarłemu kadzidło.
Urok nieboszczyka, czyli barwy przeciwstawne
Nie bez powodu nawiązałem do przenoszenia się w zaświaty, gdyż dwa główne kierunki w jakie ucieka skóra, to zaczerwienienie, wyglądające jak poparzenie, lub zazielenienie, wyglądające właśnie jak niezbyt świeży nieboszczyk. Pomijając, że drugi przypadek wygląda wyjątkowo źle, szczególnie na młodych, pełnych życia modelkach, pojawia się pytanie: Dlaczego akurat przebarwia się w te kolory?
Skóra, jak wiadomo, jest zbudowana z brązów a bazą brązowego jest żółty. Problem w tym, że żaden monitor nie ma żółtej składowej. Monitor może reprodukowac wyłącznie kolory czerwony, zielony i niebieski. Niewiarygodne? Przecież kiedy przyjdzie wiosna, wszystkie grupy fotograficzne są zasypane landszaftami z jadowicie żółtym rzepakiem. Jak to go nie ma? Ano tak, można wziąć lupę i obejrzeć w powiększeniu żółty kolor narysowany np w Photoshopie. Nie ma ani nawet pół żółtego piksela! Złudzenie widzenia barwy żółtej powstaje bowiem w mózgu, monitor w ogóle jej nie wyświetla.
Jeśli spojrzymy na widmo światła białego (słonecznego), widać, że żółty wypada dokłanie między zielonym i czerwonym. Aby więc powstało złudzenie widzenia żółtego, trzeba wymieszać zielony z czerwonym. Jakby było mało, takie zmieszanie wydaje się niemożliwe. Jeśli spróbujemy wyobrazić sobie co wyjdzie ze zmieszania zielonego i czerwonego, wychodzi jakaś kupa, a nie żółty. Nie możemy sobie wyobrazić takiego zmieszania, bowiem zieleń i czerwień to dla nas barwy przeciwstawne. Nasze receptory wzrokowe reagują rozłącznie, albo na zielony, albo na czerwony. Zmieszanie daje nie-wiadomo-co, ale nie żóty.
Kontrolowane złudzenie
Problematyka poruszona w poprzednim akapicie obrazuje, jak trudno jest stworzyć kontrolowane i precyzyjne technicznie złudzenie widzenia odcienia żółtego. Nawet odrobina niedokładności i żółty zmieni nieco odcień. A skoro żółć jest podstawą brązów, więc i skóra momentalnie odchodzi w niepożądane rejony. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że jesteśmy fizjologicznie, biologicznie, nieprawdopoodbnie wręcz uczuleni na zmiany odcienia skóry. To ma związek oczywiście ze stanami chorobowymi. Niejeden słyszał np: "Aleś ty blady!" Niewielka zmiana balansu między zielonym i czerwonym przekłada się na gigantyczne zmiany w kolorze skóry. Na dobiitkę - szczególnie u dzieci. Fotografowie noworodkowi mają najtrudniej w branży.
Jak sobie z tym radzić?
Jeśli napiszę: "kup lepszy monitor", będzie to truizm, okraszony ironicznym uśmiechem słuchaczy. Wszakże co innego można usłyszeć od firmy monitorowej? Niestety, poradzić sobie z tym inaczej będzie bardzo trudno, a czasem wręcz niemożliwe. Co da lepszy monitor? Lepszą, często dużo lepszą, precyzję w problematycznym balansie między zielonym a czerwonym. Na wysokiej jakości ekranie takie anomalie dobrze widać, co nie jest takie oczywiste na sprzęcie popularnym, albo na laptopach. Innym i bardzo dobrym sposobem jest klasyczne: "Mniej suwaków do cholery!" wygłaszane niemal zawsze na szkoleniach. Jest tu głęboki sens, gdyż bardziej agresywna postprodukcja powoduje znaczne zwiększenie nasycenia, w tym oczywiście problematycznych, zielonego i czerwonego, przez co bezpieczna granica między nimi się zmniejsza. Szczególnie radykalnym przypadkiem takiego błędu jest pojawienie się zielonkawych i czerwonkawych przebarwień (sic!) jednocześnie, na tym samym portrecie. Skóra nie jest jednolita, ludzie mają naturalne rumieńce i działając nieostrożnie, można spowodować ich niepożądane uwypuklenie.
Ewentualnie, zawsze można robić portret czarno-biały. ;-)
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Dyskusja o niebieskiej części widma toczy się od dawna. Co w tym niebieskim takiego jest, że zarówno pociąga jak i odstrasza?Bardziej niebieska biel wydaje się "bardziej biała".
Niebieski to część promieniowania światła widzialnego, która powoduje silniejszą reakcję receptorów wzrokowych. Z tego powodu, biel z większym udziałem niebieskiego wydaje się bardziej "czysta" w odróżnieniu od bieli z większym udziałem żółtego, czerwonego, który powoduje wrażenie braku świeżości. Tą właściwość wykorzystywały już nasze prababcie, które do gotowania bielizny dodawały niebieskiej farbki w proszku. Tak tak, kiedyś, jak nie było pralek automatycznych, pranie w wysokiej temperaturze robiło się w kotle stojącym na kuchni. Biała bielizna z czasem żółknie, co wygląda właśnie nieświeżo, stąd dodawanie niebieskiego barwnika.
Ogólnie biel z większym udziałem niebieskiej części widma, znaczna części ludzi odbiera jako korzystniejszą. Stąd obraz telewizorów i montorów jest tak strojony, że biel jest sinoniebieskawa, szarości stalowe i cała kolorystyka jest przesunięta w stronę niebieskiego. Wydaje się Wam, że nie? No to wybierzcie się na spacer wieczorem i popatrzcie po oknach sąsiadów. Wszędzie gdzie pracuje telewizor, jest bardzo silna niebieska poświata. Jak w znanym kawałku Lombardu: "Szklana pogoda, szyby niebieskie do telewizorów..."
Wpływ niebieskiej kolorystyki na funkcjonowanie organizmu człowieka
Celowo piszę "wpływ" zamiast "szkodliwość", gdyż szkodliwość jest od lat w fazie badań. Natomiast główny wpływ światła i jego barw, ma związek z rytmem dobowym organizmu. Jak wiadomo, rano człowiek ma więcej energii, jest bardziej pobudzony. Ten stan utrzymuje się do popołudnia, po czym zaczyna się czuć przymulenie, znaczne zmniejszenie energii życiowej. Wieczorem myślimy już tylko o kanapie, a nocą czujemy senność. Wydaje się oczywiste, wynikające z normalnego rytmu praca, dom, ale tak naprawdę powoduje to biochemia. W mózgu jest organ nazwany "szyszynką" i wytwarza on neurohormon - melatoninę. Im więcej jej wytwarza, tym czujemy większą senność. Zbadano, że wydzielanie melatoniny ma bezpośredni związek z ilością i składem energetycznym światła. Jeśli światła jest dużo i chłodne, niebieskawe, jak porankiem, melatoniny nie ma prawie wcale. Światło słabnie, ociepla się, melatornina się wydziela. Ot i cała tajemnica.
Ale jednak w monitorach ogranicza się niebieski ze względu na szkodliwość
Low Blue Emission, okulary do pracy przy komputerze, filtry itd... Każdy o tych rzeczach słyszał. Tyle, że to jest mechanizm tworzenia wroga, aby potem z nim walczyć. Głownie chodzi o sprzedaż rozwiązań "niwelujących" niebieską część widma, czyli czynnik typowo komercyjny. Sama szkodliwość póki co nie została udowodniona. Wszak w świetle dziennym słonecznym niebieskiego jest ok 10 000x więcej niż emituje przeciętny monitor a jakoś nikomu nie przychodzi do głowy nosić na codzień okularów z niebieskim filtrem. Wręcz przeciwnie, widok błękitnego nieba, wody kojarzy się z obrazami kojącymi, a nie szkodliwymi.
Rys 1. Pomiar radiometryczny widma światła dziennego, sonda wystawiona za okno.
Rys 2. Pomiar bieli monitora podświetlanego LED.
Na pierwszy rzut oka widmo monitora wygląda fatalnie względem światła słonecznego. Ta niebieska szpila wbija się wręcz ludziom w mózgi, wypalając szare komórki. Dosłownie! W myśl genialnego powiedzenia - "Widzisz przedstawienie, nie widzisz rzeczy". Na bazie zafałszowania interpretacynego powszechnie buduje się nieprawdopobne wręcz zniekształcenie. Ale po kolei:
Spójrzmy najpierw na jaskrawość: Monitor ok 45 nitów, za oknem 19 tysięcy nitów.
Spojrzmy na wartości gęstości mocy: Monitor 1,3 x 10E-5 (0,000013), za oknem 2,9 x 10E-2 (0,029).
Jakie z tego wypływają wnioski? Kilka:
Intensywność światła emitowanego z monitora jest ok 500x mniejsza niż z okna
Energia promieniowania w całym zakresie widma z monitora jest 2200x mniejsza niż z okna.
Rozkład energii z monitora wykazuje braki w niektórych częściach widma a nie nadmierną emisję, czyli coś odwrotnego niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Podumowując: Światło słoneczne emituje nieporównywalnie więcej "szkodliwego niebieskiego". Światło słońca jest jednak kojarzone wręcz z życiodajnością a nie szkodliwością. Jaki więc jest cel lansowania szkodliwości monitorów? Taki jak napisałem na początku tego akapitu, czyli tworzenie nowych rynków zbytu dla produktów, które w innym wypadku w ogóle nie miałyby sensu istnienia.
Kilka lat temu ukazało się kilka badań naukowych, udowadniających, w eksperymentach na szczurach, że emisja niebieskiego światła LED niszczy siatkówki. Link do jednego z nich: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5706508/ Cała metodologia wydaje się logiczna, jednak problem w tym, że oczy tych biednych zwierzaków katowano światłem o energii ponad 100x silniejszej, niż światło słoneczne, czyli 200000x silniejsze niż z monitora.
Czyli wszystko to lipa?
Duża część psychozy dotyczącej "szkodliwego niebieskiego" rzeczywiście jest ściemą. Nie wszystko jednak. Jako, że światło reguluje rytm dobowy organizmu, warto by było, aby światło montora temu nie przeszkadzało. Wszak monitor jest jednak źródłem światła i to dość silnym w warunkach wieczornych w domu. W pracy, za dnia, wbrew katastroficznym reklamom, nic się nie dzieje. Problem może pojawić się wieczorem a już na pewno po zmroku, kiedy organizm powienien już dążyć do uspokojenia, a świecący na niebiesko monior, może ten rytm zakłócać. Człowiek może wówczas czuć większe zmęczenie niż normalnie, nocą natomiast mogą się pojawić problemy z zasypianiem i jakością samego snu.
Należy więc do pracy wybierać ekrany o możliwie naturalnej kolorystyce, o skorelowanej temperaturze barwowej odpowiadającej światłu dziennemu (modele D50-D65) a w warunkach wieczornych, umożliwiających przeregulowanie w stronę cieplejszej kolorystyki.
PS. Za pomiary radiometryczne firma monitory.mastiff.pl dziękuje Maćkowi Koprowi ze skalibrujtv.pl
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Czy małe "pokrycie" to problem?
Nie tylko BenQ stawia na wysokie "pokrycie". Są również laptopy o ekwiwalencie ponad 100% AdobeRGB i są profesjonalne monitory graficzne z 70% AdobeRGB. Co z tego wynika? Czy monitor graficzny "70% Adobe" kosztujący np 10 tys zł, będzie mniej wiarygodny od laptopa za 1 tys zł z 100% AdobeRGB? Dziwne pytanie prawda? Rozsądek podpowiada, że lepszy będzie drogi graficzny, ale jednak parametry na papierze temu przeczą. Czy tak jest rzeczywiście?
Rzeczywistość a przekaz reklamowy
Na początek, warto wiedzieć, jak nie wpadać w pułapkę reklamy, która forsuje dwa główne kierunki przekazu:
• Teza 1: Gamut przekłada sie na jakość wyświetlania.• Teza 2: Różnica między sRGB a AdobeRGB jest bardzo duża.
Obydwie te tezy są FAŁSZYWE! Rozpatrzmy co w rzeczywistości oznaczają pojemności gamutów i jakie jest ich znaczenie.
Gamut nie przekłada się na jakość wyświetlania.
Przede wszystkim gamut nie ma bezpośredniego związku z jakością generowaina odcieni koloru przez ekran monitora. Gamut to są tak naprawdę nasycenia. Może zaistnieć sytuacja, że monitor o wyższym gamucie może wyświetlać np kolor czerwony bardziej nasycony, ale odcień będzie w kolorze rzodkiewki, a monitor o niższym gamucie będzie wyświetlał ten sam kolor mniej wysycony, ale w odcieniu wozu strażackiego. Pomimo, że odcień maksymalnie czerwony (255,0,0 RGB) ma w rzeczywistości wygląd bardziej jak wóz strażacki, a nie rzodkiewka, to ten pierwszy choć przekłamujący, będzie miał więcej "procentów pokrycia".
Ogólnie, gamut należy rozumieć jako kryterium ilościowe, a nie jakościowe. Co lepiej posiadać, szklankę diamentów czy wiadro węgla?
Różnica między sRGB a AdobeRGB jest stosunkowo niewielka.
Mapy CIE Lab przestrzeni sRGB i AdobeRGB na rysunkach różnią się ogromnie co widac na górnej ilustracji. Percepcja jednak inaczej działa przy odcieniach mało i mocno nasyconych. Mało nasycone, rozróżnia się bardzo wyrażnie, nawet kiedy różnice są minimalne, np odcienie skóry, ale mocno nasycone rozróżnia się wielokrotnie słabiej. Posumowując, człowiek rozróżnia wielokrotnie mniej odcieni mocno nasyconych niż słabo nasyconych.
Na diagrame obok pokazana jest przestrzeń AdobeRGB (linia kolorowa) względem sRGB (linia przerywana) w modelu barwnym Din99, znacznie lepiej pokazującym jak naprawdę człowiek widzi. Różnica jest wyraźnie mniejsza niż w wizualizacji w/g CIE Lab, rysunek górny.
Nawał przekazu reklamowanego jest taki, że jak się człowiek naczyta internetu, to wyjdzie że jak nie ma „czarodziejskich" 99% Adobe to dno, wodorosty i nic nie widać. To oczywiste bzdury i wręcz postawienie na głowie reklamy względem rzeczywistej wiedzy fizycznej i medycznej. Jak wspomniałem, percepcja nie działa jak reklama. Najbardziej nasycone odcienie AdobeRGB od sRGB różnią się wizualnie zaledwie o kilka odcieni. Dlaczego więc nie stosuje się modeli matematycznych bardziej zgodnych ze specyfiką ludzkiego widzenia? Przecież takie są, tylko po co zabijać kurę, która znosi złote jajka?
No to jak z tymi monitorami? Który bardziej profesjonalny?
W przytoczonych przykładach BenQ SW270C i NEC EA271U COLOR, to właśnie NEC prezentuje bardziej profesjonalne podejście do tematu, bo zastosowanie matrycy szerokogamutowej jest związane z koniecznością zaawansowanej (i kosztownej) komepnsacji tzw „mury” chromatycznej. Inaczej mamy na powierzchni kolorowe przebarwienia. W klasie monitorów amatorskich takiej elektroniki się nie stosuje, więc przy zastosowaniu panelu o przestrzeni zbliżonej do sRGB, uzyskuje się dużo lepszą finalną reprodukcję. BenQ natomiast odpowiada na oczekiwania rynku, na którym lansuje się fetysz „procentów pokrycia”.
Inna sprawa, kiedy potrzebne jest śrubowanie odcieni do AdobeRGB i wyżej? Odcienie o nasyceniach wychodzących poza sRGB zdarzają się np. w proofingu na tkaninach. W większości normalnych zastosowań prawie nigdy.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Niniejszy artykuł jest uzupełnieniem wiedzy z poziomu popularnego, zaprezentowanego w wpisie: Wersja amatorska
Kalibracja formalnie
Tak naprawdę, przez błędnie rozumiane zapożyczenie z języka angielskiego, powszechnie przez kalibrację rozumie się regulację. Sprzyja temu samo słowo "kalibracja", które sugeruje czynność - czasownik. Na dokumentach zatytułowanych "Calibration report" lub podobnie, powinniśmy widzieć badany parametr oraz błąd. Wówczas dokument jest technicznie dowodem kalibracji, czyli wyznaczeniem poziomu błędu. To ważna różnica, gdyż formalnie kalibracja nie oznacza kompensacji błędu, a tylko jego określenie. W języku polskim odpowiednikiem jest termin "wzorcowanie". Najprościej to sobie wyobrazić na przykładzie. Kupujemy termometr: Jeśli z termometrem dostaniemy dokument kalibracji / wzorcowania, na którym będzie napisane dT 2 0C to oznacza, że ten termometr przekłamuje o 2 0C. Nie został jednak dostrojony o 2 stopnie błędu, tylko ten błąd jest wyznaczony.
Co jest więc kompensacją błędu, przypisaną niechcący do pojęcia kalibracji? Strojenie / adjustacja / regulacja / adjustment. Czy to ważne? Uważam że tak. Uporządkowanie terminologii jest niezbędne aby przejść do dalszych etapów. Kto słyszał o wzorcowaniu monitorów? No właśnie. A to tylko czubek góry lodowej, bo możemy dostać dokument kalibracji w ogóle bez podanego błędu. Czym jest wówczas? Konieczne porządki w znaczeniu terminów
Calibration / kalibracja / wzorcowanie - określenie poziomu błędu
Adjustment / strojenie / adjustacja - korekcja błędu
Measurement / pomiar - badanie stanu zastanego
Idę o zakład skrzynką piwa, że zupełnie nikt się nie zastanowił, dlaczego na dokumentach "kalibracyjnych" monitorów praktycznie nigdy nie ma mowy o "adjustment" a tylko "calibration" i "measurement". Jedynym znanym mi wyjątkiem jest firma EIZO. Czyżby w angielskojęzycznym świecie nie istniała czynność strojenia? Wytłumaczenie jest dość proste. Producenci z oczywistych względów wolą "adjustment" wykonywać "wewnętrznie", nie ujawniać detali technicznych. Jest to zrozumiałe, ale również zapewnia ochronę jeśli to strojene jest niekoniecznie idealne a nawet, jeśli nie ma. Nikt nie wie co ze sprzętem się robi i czy w ogóle. Jeśli przy drogim moniotrze jest wzmianka o "adjustment" a przy tańszej wersji nie, to jest to mniej korzystne, niż nie napisać o strojeniu w żadnym z nich. W drugim przypadku nie ma pytań, dlaczego tańszy nie jest strojony, albo wręcz sugeruje, że oba są strojone. Proste?
Jak należy rozumieć to co daje producent?
Terminologię należy rozumieć dosłownie, ale z poprawką na różnice znaczeniowe oraz zniekształcenia zakorzenione na rynku. Jeśli widzimy dokument zatytułowany "Certification report", "Calibration report", "Calibration factory" lub podobniy, nie sądźmy, że jest to dokument poświadczający dostrojenie monitora. Nie oszukujmy się, że ktoś pomylił pojęcie kalibracji i strojenia. W fabryce nie pracują idioci. Jeśli piszą o kalibracji, to jest kalibracja a nie strojenie. W terminologii technicznej są to dwie osobne rzeczy. Również w dokumentacji technicznej nie stosuje się zwrotów potocznych. Czyli, ktoś napisał "calibration", to miał na myśli oszacowanie błędów, a nie ich dostrojenie. Jeśli chciałby pisać o strojeniu, to by napisał. Konkretnie, papier kalibracji, jest to informacja o stanie zastanym produktu. Nic ponadto ów dokument nie mówi. Sprzęt równie dobrze może być po adjustacji, przy całkowicie dowolnym poziomie jakościowym, lub bez regulacji w ogóle, tylko mniej lub bardziej dokładnie pomierzony.
Czyli nie dostaję monitora "fabrycznie skalibrowanego"?
Najczęściej, rzecz jasna - nie. Nie w rozumieniu "dostrojony". W przypadku high-endowych monitorów faktycznie producentowi zależy, aby nie dostarczać na rynek sprzetu rozjechanego i reguluje je sztuka w sztukę już w fabryce. Do tego często dokłada dość szeroką informację o wykonanych pomiarach i błędach przy kontroli jakości: Przykład NEC PA311D, Przykład EIZO CG248-4K Dotyczy to jednak tylko bardzo nielicznych i bardzo drogich monitorów profesjonalnych. Można je policzyć na palcach. Przy całej rzeszy tanich, jakość dostrojenia fabrycznego jest wprost proporcjonalna do ceny a w najniższych modelach, robione jest to po łebkach, lub wcale. Ale dokument "Calibration" jest i formuła tego terminu, plus powszechny brak zrozumienia, daje potężne narzędzie dla całej branży reklamy.
Kalibrować "skalibrowany"?
Jak najbardziej! W stosunku do kalibracji fabrycznej można najczęściej osiągnąć wyraźnie wyższe parametry niż pokazane na "certyfikacie". Jak wspomniałem wyżej, monitory cześciej bywają źle strojone lub nie strojone w ogóle. To nie jest niedoróbka ani zła wolna, tylko względy ekonomiczne. Można zbudować indywidualne stanowiska do strojenia high-endu, sprzedawanego w małych ilościach, ale jest to niewykonalne w przypadku klas niższych, sprzedawanych w setkach tysięcy sztuk. Sprzęt najczęściej ma wyższe parametry niż deklaruje fabryka. Dopiero dostrajając parametry otrzymamy maksymalne możliwości sprzętu. W przypadku nieprofesjonalnych klas monitorów taka adjustacja jest wręcz niezbędna, aby w ogóle mówić o przydatności w pracy.
Zostałem oszukany?
W pewnym sensie tak. Marketing rządzi ludźmi, wtłacza terminy często sprzeczne z ich prawdziwym znaczeniem. Jeśli kupujesz monitor z dokumentem "Fabrycznej kalibracji", wszystko wokół będzie Ci wmawiać, że jest "skalibrowany". Pamiętaj, że producent pisze świadomie i precyzyjnie "calibration", ale rynek wtłacza abyś rozumiał to jako "strojenie".
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Kaptury są z reguły w komplecie z monitorami serii profesjonalnych. Wynika to stąd, że przy zastosowaniach profesjonalnych graficznych, np przygotowalni DTP bywają niefajne warunki oświetleniowe, jak na przykład duża hala, wszystko oświetlone świetlówkami jak patelnia i nie ma się gdzie skryć. Wówczas jedynym ratunkiem jest kaptur, aby trochę zacienić ekran. Jest to ostateczność, bo kaptur robi grubą czarną ramę wokół obrazu i zgodnie z zjawiskiem kontrastu jednoczesnego, człowiek widzi ekran wyraźnie jaśniej niż jest w rzeczywistości. To bardzo silne złudzenie optyczne, którego nie da się wyeliminować.
Dla przykładu jak silny jest to efekt, obok obrazek wykorzystujący poruszone zjawisko. Które pole A czy B jest jaśniejsze? Na pierwszy rzut oka widać, że jest bardzo duża różnica jasności między nimi, ale to właśnie złudzenie. Pola A i B mają dokładnie tą samą jasność! Problem w tym, że nie da się tego faktu zaakceptować, nawet jeśli się o nim wie. Można to sprawdzić np próbnikiem w Photoshopie, a i tak człowiek nie jest w stanie wytłumaczyć swojemu mózgowi, że jest inaczej niż się wydaje. Proszę sobie teraz wyobrazić, że zakłócenie o podobnej sile występuje przy obróbce zdjęć.
U siebie, w domu lub pracowni, mamy wpływ na oświetlenie, nie tak jak w hali z pierwszego akapitu. Zdecydowanie lepiej zaaranżować oświetlenie, odpowiednie ustawienie, aby monitor świecił optymalnie, bez zakłóceń i pozornych wspomagaczy.
Kaptury oczywiście są silnym elementem profesjonalnego wizerunku. Monitor z kapturem wygląda poważniej, dlatego różni producenci imitacji monitorów graficznych dodają je standardowo, stwarzając wrażenie wyższej klasy. To oczywista bujda. Kaptur jest specyficznym akcesorium i najczęściej znacznie lepiej zrobimy nie zakładając go, nawet jeśli jest w pudełku z monitorem.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Nie. Cena opublikowana w sklepie to wartość samej usługi. W celu wyceny kosztów dojazdu proszę o kontakt z obsługą sklepu.
Monitor jest tylko niewielkim prostokątem w całym polu widzenia. Widzimy monitor plus otoczenie, a nie tylko monitor. Mózg do analizy bierze wszystko co widzą oczy w scenie o kącie około 120-130 stopni. W sytuacji, jeśli monitor jest jasny a tło ciemne, zachodzi efekt analogiczny, jak grube ciemne passepartout założone jako ramka obrazka na ścianie. Obrazek z taką ramką wydaje się wówczas jaśniejszy niż jest naprawdę. Efekt zachodzi również odwrotnie. Jeśli chcielibyśmy spowodować ciemniejszy wygląd obrazka, damy grubą ramę ale białą. W przypadku monitora zachodzi dokładnie ta sama relacja. Obraz, sąsiadując z ciemnym tłem, obramowaniem, wydaje się jaśniejszy. W efekcie prowadzi to do za ciemnego materiału wyjściowego, gdyż nie widzimy jego prawdziwej jasności. To jest efekt z zakresu psychologii widzenia i nie można go niczym skompensować ani wyeliminować. I teraz ciekawostka, zobaczcie ile jest ciemnych zdjęć w galeriach internetowych. To pokazuje, jak powszechny jest błąd złej kompozycji oświetleniowej stanowiska pracy z monitorem.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Ciągle gdzieś się przewija termin KALIBRACJA. Wszędzie masa szkoleń, pokazów, materiałów, mówiących jakie to jest proste albo wręcz zbędne, bo sprzęt jest już skalibrowany fabrycznie. Niedawna dyskusja na jednym z for, skłoniła mnie do napisania jak to jest ze znaczeniem kalibracji.
Pomimo wielu lat tłumaczenia, ciągle są nieporozumienia. Od strony potocznej, kalibracja jest, co prawda nieprawidłowo, ale rozumiana jako doprowadzenie czegokolwiek do żądanego stanu. Czyli na przykład ustawienie jaskrawości na 200nitów i potwierdzenie tego miernikiem jest kalibracją tego parametru. W kontekście ekranów monitorów, kalibracji można poddać następujące parametry:
W monitorach profesjonalnych:
współrzędne chromatyczne punktu bieli
współrzędne chromatyczne punktu czerni
współrzędne chromatyczne kanałów RGB
wierzchołki a czasem również kształt bryły gamutu
jasność bieli
jasność czerni
zakres i poziom dynamiki
rodzaj krzywej odpowiedzi tonalnej
wiele innych mocno zagadkowych wielkości
W monitorach amatorskich:
poziomy wysterowania kanałów RGB, wpływających na punkt bieli
czasem wykładnik funkcji "gamma", będącą jedną z krzywych odpowiedzi tonalnej
jasność bieli
W laptopach:
jasność bieli
W każdym przypadku kontrolowanej zmiany czegokolwiek, będziemy już mieli do czynienia z kalibracją tejże wielkości. W przypadku sprzętu "skalibrowanego fabrycznie", właśnie w ten sposób się reguluje. Normalny użytkownik nie widzi rozróżnienia w zaawansowaniu procedury kalibracji i traktuje ją zerojedynkowo. Skalibrowany to skalibrowany i kwita. Niezależnie w jakim stopniu będzie zrobiona kalibracja, co i jak było zmieniane i po co, użytkownik postrzega fakt kalibracji zawsze tak samo. To nie koniec nieporozumień. Kalibrację parametrów obrazu można zrobić do dowolnych parametrów. Możemy na przykład ustawić obraz:
punkt bieli x=0.276, y=0.289
jasność bieli 233 cd^m2, jasność czerni 5 cd^m2
krzywa odpowiedzi tonalnej ɤ = 2,9
To jest przykład skrajny, ale formalnie, wyregulowany w ten sposób obraz będzie przecież skalibrowany! Co z przydatnością jeśli ktoś pragnie pracować przy owym skalibrowanym ekranie? Oczywiście będzie zerowa, bo tak ustawiony ekran będzie miał super jaskrawą będącą ekwiwalentem ponad 10 000K z gigantycznymi kontrastami. Monitory kalibrowane fabrycznie również mają podobny zestaw parametrów z sufitu, acz oczywiście nie tak absurdalny. Dochodzimy w tym miejscu do momentu, kiedy samo pojęcie kalibracji nie jest jednoznaczne nie tylko ze względu na zakres i rodzaj regulacji, ale również celu kalibracji. Fabrycznie przyjęte typowe parametry typu 6500K, 80, 2,2 nie muszą przecież pasować zawsze i każdemu. O tym dopasowaniu decydują docelowe zastosowania, uwarunkowania oświetleniowe miejsca pracy i samego użytkownika. To jest bowiem faktycznym celem kalibracji. Użytkownik, decydując się na pracę ze skalibrowanym sprzętem, w domyśle, chce optymalnie i neutralnie widzieć materiały nad jakimi pracuje. Na tym etapie pojawiają się znaczne zmiany procedury i nie ma żadnej przesady w uświadamianiu, że jest to bardzo skomplikowany zestaw prac.
Kalibrację w ujęciu jaką chcą mieć użytkownicy i faktycznie odbiorcy tego rodzaju usługi, należy rozumieć przez regulację samego sprzętu. Oczywiście z uwzględnieniem zastosowań, środowiska gdzie ma pracować i najlepiej z uwzględnieniem specyficznych uwarunkowań fizjologicznych i psychologicznych samego użytkownika. Z uwagi na występowanie trudnych do usystematyzowania zmiennych, w tym najgorszego "czynnika ludzkiego", poprawne ustawienie całości nie jest banalne. Nie powinno mówić się o "kalibracji" w kontekście przypadkowo wyregulowanego ekranu bo nie tego oczekuje ten, który będzie potem przy nim pracował.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Lineraryzacja to proces mający na celu sprawienie, aby monitor był "liniowy". Mówiąc dokładniej, aby charakterystyka odpowiedzi tonalnej była funkcją ciągłą. Po ludzku: Aby taki odcień jak zadajemy do wyświetlenia, taki otrzymujemy na ekranie. Co prawda w praktyce jest to inna funkcja, odzwierciedlająca nieliniową percepcję naszych ludzkich zmysłów, ale chodzi o naturalność odbioru, dlatego wyjaśnienie jest nieco uproszczone. Wiecej na temat nieliniowości naszej percepcji znajdziecie Państwo w innych artykułach i na forum mva.pl.
Czym jest liniowość?
Liniowość najłatwiej wyobrazić sobie jako klin szarości, od czerni do bieli. Matematycznie idealny rysunek wszystkich szarych odcieni jakie wyświetla karta graficzna. Monitor jest liniowy wówczas, kiedy wszystkie odcienie są tak samo szare a każdy różni się od sąsiedniego o stałą wartość. Widocznymi objawami braku liniowości są przebarwienia i nierówne przejścia odcieni, zlane w bloki grupy zbyt ciemnych lub zbyt jasnych.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij wiadomość
Jakie to ma znaczenie praktyczne?
Oczywiście monitory nie służą do wyświetlania tylko klinów w szarościach. Jednak taki obraz ma bardzo wysoką wartość analityczną, gdyż dokładnie wiemy jak ma wyglądać. Jeśli są widoczne defekty na szarościach, to takie same będą w normalnym użytkowaniu, tylko nie wiadomo gdzie. Czyli brak liniowości monitora wpływa na obniżenie wiarygodności wyświetlania obrazu. Liniowość jest najważniejszym parametrem mówiącym o jakości monitora. Jak łatwo się domyśleć, niemal w żadnych danych technicznych producenci nie specyfikują tej... Więcej...
"Fabryczna kalibracja" to często powielany mit. Producent może co najwyżej wyregulować monitor w fabryce, aby np ustawienie punktu bieli 6500K za pomocą menu monitora, było bliżej CCT 6500K niż dalej. Producent nie może jednak skalibrować monitora, gdyż w fabryce nie mają przecież pojęcia w jakich zastosowaniach będzie pracował każdy egzemplarz ani w jakim oświetleniu. Różnorodność zastosowań jest wszak znaczna. Inaczej monitor ustawia się do druku, inaczej fotografii, projektowania web czy postprodukcji telewizyjnej i filmowej. Ponadto jeden użytkownik pracuje w biurze w dzień, inny wieczorem przy lampce. Nie ma jednej uniwersalnej kalibracji.
Kalibracja producenta ma inne, być może nawet ważniejsze znaczenie - marketingowe. Ludzie chętniej kupią monitor na którym będzie napisane "fabryczna kalibracja", czy "skalibrowany przez producenta", niż inny, który takiej etykietki nie będzie miał. Proszę zwrócić uwagę, że tego typu formułki są spotykane na sprzęcie klasy popularnej, a tymczasem na profesjonalnych z reguły nie ma w ogóle takiej wzmianki.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Geneza problemu
Problem z laptopami jest taki, że mają z reguły problem z przestrzenią barwną, mniejszą niż sRGB. Przestrzeń natomiast jest to zdolność do pokazywania nasyceń. Pomiędzy ich zdolnością reprodukcji nasyceń a granicą sRGB jest dużo wolnego miejsca. Drobna dygresja - kalibracja tego nie zmienia. Kiedy zwiększa się nasycenia w zdjęciu, sukcesywnie odcienie sie przesuwają w stronę granic gamutu. Im mocniej, tym ruszają się mniej nasycone partie, których w obrazie jest więcej i kiedy one dostaną żądane nasycenie, wszystkie wyższe dawno wyjdą poza przestrzeń możliwą do wyświetlenia. Przestajemy je widzieć i efekt jest taki właśnie, że kolory zaczynają być sztuczne, trawa wygląda jak kamizelki odblaskowe, zachód słońca jak wybuch atomowy itd.
Recepta
Najlepszym wyjściem jest zmiana ekranu roboczego na monitor o sensownej wiarygodności wyświetlania. Niestety nie zawsze jest to możliwe, choćby ze względów finansowych. Dobrą praktyką na laptopie jest takie kręcenie na zasadzie "za mało". Kiedy zdjęcie się wydaje dość mocne, kolor nasycony zgodnie z życzeniem, to znaczy, ze trzeba połowę z tego cofnąć z powrotem, bo oznacza, że jest dużo za dużo. Obraz będzie bardziej "wyprany z koloru" ale tylko na laptopie. Na wszystkich innch ekranach będzie bardziej nasycone niż je widzimy. Jest to praca w sporej części w ciemno, ale taka jest specyfika laptopów.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Są dwa wytłumaczenia. Pierwsze proste:
Cała fotografia, maszyny, przestrzenie, typowe ustawienia ekranów są oparte o 6500K i tak trzeba ustawiać.
Drugie skomplikowane:
Nasze receptory wzrokowe nie widzą konkretnego światła, tylko jego złożenie. Biel można uzyskać z rozmaitych kombinacji długości fali. W przypadku idealnym zawsze jest to biel, a odpowiedni balans między promieniowaniem o różnych długościach fali można uzyskać na nieskończoną ilość sposobów. Jednak nasza percepcja idealna nie jest i nasze odczucie bieli trochę się waha. Tak się złożyło, że widmo monitora operujące mniej więcej na pikach czerwonym, zielonym i niebieskim tak dobrane, że tworzą biel odpowiadającą temperaturze barwowej ok 6500K, powodują wrażenie bieli słońca o temperaturze barwowej ok 5000K.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Przyczyna
Problem jest powodowany przez właściwości naszych, ludzkich, zmysłów. Pozornie, biel monitora i biel lampy D50, czyli o skorelowanej temperaturze barwowej, w skrócie CCT, powinna wyglądać tak samo. Jednakże, lampy świecą widmem ciągłym, tzw szerokopasmowym a monitory nie, wręcz odwrotnie, wąskopasmowym. Biel w monitorach jest "składana" z odpowiedniej proporcji barw czerwonej, zielonej i niebieskiej, czyli ze stosunkowo wąskich wycinków długości fali.
Rozwiązanie
Powyższe zjawiska powodują, że nasze oczy różnie reagują, pomimo, że obie biele mają podobne własciwości kolorymetryczne. Im wzbudzenie receptorów wzrokowych jest węższym stymulantem, tym pozornie odbierana jest jako "cieplejsza" barwa bieli, idąca w stronę czerwieni. Z tego powodu, jeśli oświetlenie ma barwę D50 (CCT ~5000K) monitor należy wyregulować do bieli o CCT ~6000-6500K.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...
Nie wolno pod żadnym pozorem wykonywać takiej operacji!
W rzeczywistości jest to bardziej lub mniej udana próba symulacji złożenia na ekranie kilku rodzajów błędów:
Specyfiki maszyny która stworzyła odbitkę,
błędów samego monitora,
specyfika oświetlenia, w którym oglądamy zdjęci,
dewiacji widzenia użytkownika.
W przypadku odbitek z minilabu kardynalny błąd polega na tym, że minilab nie jest w stanie dokładnie naświetlić odbitki tak, jak ona jest zapisana w pliku. Czyli, odbitka nie jest wyglądem tego co było w pliku a zawiera sporą ilość błędów, których nie wolno przenosić na monitor. Z uwagi na duże różnice w reprodukowaniu barw przez monitor i minilab bezpośrednia próba symulacji przez regulatory w menu nie rokuje wielkich nadziei. W sytuacji kiedy uda się doprowadzć do podobieństwa, monitor będzie wyświetlał zdjęcie zbliżone do zachowania tylko jednego minilabu. Wysłanie zdjęcia do innego lub na inne medium, np do Internetu spowoduje odmienne i niekontrolowane efekty. Regulacja nawet do wysokiej jakości wydruku nie jest poprawną metodą, gdyż nie przewiduje również stworzenia profilu monitora, który jest kluczowym w opanowaniu jego kolorystyki.
Masz pytanie, wątpliwości albo sugestie do tego artykułu? Wyślij... Więcej...